W poniedziałek Nikolka obudziła się z katarem. Dzielnie sobie radziła, ale "wodne oczy", ciągłe kichanie i siąkanie przeszkadzałoby dorosłemu, a co dopiero trzylatce. Koło południa odeszła od swojego aktualnego zajęcia i podeszła do mnie z pytaniem: - Co mam robić? Lekko zbita z tropu zapytałam o co konkretnie jej chodzi i wtedy po raz pierwszy usłyszałam od niej: - Nie wiem w co się bawić.
Poczułam się (może na wyrost) duma, że córcia powierzyła mi swój problem/kłopot z jakim właśnie się borykała - oprócz kataru na dodatek.
Musiałam stanąć na wysokości zadania i szybko w myślach przeszukałam pomysły, które odkładałam na "kiedyś zrobię". Połączyłam je z aktualnym stanem wszystkich moich "przyda się" i tak padło na łapacz snów.
I. Potrzebne rzeczy:
* szkielet - u nas drucik (używałam go do bukietu ślubnego i bukieciku Niki), ale może to być coś zupełnie innego
* coś do wypełnienia szkieletu - u nas kawałek rękawa koronkowej koszuli (ktoś z rodziny wyrzucał - ja przygarnęłam ;D ), ale może to być serwetka, coś na szydełku, czy zwykła plecionka kordonkiem
* kordonek i igła - do przymocowania materiału do szkieletu
* wstążka - do owinięcia drucika
* klej - u mnie Magic - do podklejania wstążki w trakcie owijania
* sznurek
* wstążki
* koraliki
* piórka - u nas gołębie, z kolekcji Nikolki
II. Wykonanie:
1) Z druciku ułożyć pożądany kształt. Żeby szkielet był sztywniejszy zrobiłyśmy 4 warstwy. Związałyśmy drucik na końcach sznurkiem. Owinęłyśmy całość szeroką wstążką, podklejając początek, koniec oraz punktowo w trakcie.
2) Przymierzyłyśmy materiał, ucięłyśmy odpowiednio i chwyciłam sobie w kilku miejscach nitką. Potem wspólnie przymocowałyśmy materiał do naszego szkieletu. U góry zawiązałam wstążkę, na której łapacz snów będzie wisiał.
3) Teraz pora na ozdabianie, według własnego pomysłu i uznania. My przymocowałyśmy 2 piórka na sznurku i koraliki na wstążkach.
Praca zakończona powodzeniem: łapacz snów wykonany, Nikolka zajęta, zadowolona i dumna z siebie. Pokazywała każdemu kto tylko wszedł do domu ;)
A ja... z racji, że ostatnio nie najlepiej sypiam (tonący brzytwy się chwyta) - kładąc się wieczorem do łóżka przepuściłam przez głowę myśl "a może indiańskie wierzenia mają coś w sobie". Choć tego wieczoru również długo nie mogłam zasnąć, to jednak nie budziłam się zbyt często (w zasadzie tylko tyle co do Nikolki, której katar nie pozwalał na spokojną noc) i pierwszy raz od dłuższego czasu nie śniło mi się nic głupiego, ani nieprzyjemnego. :)
SIŁA SUGESTII JEST WIELKA !!! :D
Poczułam się (może na wyrost) duma, że córcia powierzyła mi swój problem/kłopot z jakim właśnie się borykała - oprócz kataru na dodatek.
Musiałam stanąć na wysokości zadania i szybko w myślach przeszukałam pomysły, które odkładałam na "kiedyś zrobię". Połączyłam je z aktualnym stanem wszystkich moich "przyda się" i tak padło na łapacz snów.
I. Potrzebne rzeczy:
* szkielet - u nas drucik (używałam go do bukietu ślubnego i bukieciku Niki), ale może to być coś zupełnie innego
* coś do wypełnienia szkieletu - u nas kawałek rękawa koronkowej koszuli (ktoś z rodziny wyrzucał - ja przygarnęłam ;D ), ale może to być serwetka, coś na szydełku, czy zwykła plecionka kordonkiem
* kordonek i igła - do przymocowania materiału do szkieletu
* wstążka - do owinięcia drucika
* klej - u mnie Magic - do podklejania wstążki w trakcie owijania
* sznurek
* wstążki
* koraliki
* piórka - u nas gołębie, z kolekcji Nikolki
II. Wykonanie:
1) Z druciku ułożyć pożądany kształt. Żeby szkielet był sztywniejszy zrobiłyśmy 4 warstwy. Związałyśmy drucik na końcach sznurkiem. Owinęłyśmy całość szeroką wstążką, podklejając początek, koniec oraz punktowo w trakcie.
2) Przymierzyłyśmy materiał, ucięłyśmy odpowiednio i chwyciłam sobie w kilku miejscach nitką. Potem wspólnie przymocowałyśmy materiał do naszego szkieletu. U góry zawiązałam wstążkę, na której łapacz snów będzie wisiał.
3) Teraz pora na ozdabianie, według własnego pomysłu i uznania. My przymocowałyśmy 2 piórka na sznurku i koraliki na wstążkach.
Praca zakończona powodzeniem: łapacz snów wykonany, Nikolka zajęta, zadowolona i dumna z siebie. Pokazywała każdemu kto tylko wszedł do domu ;)
A ja... z racji, że ostatnio nie najlepiej sypiam (tonący brzytwy się chwyta) - kładąc się wieczorem do łóżka przepuściłam przez głowę myśl "a może indiańskie wierzenia mają coś w sobie". Choć tego wieczoru również długo nie mogłam zasnąć, to jednak nie budziłam się zbyt często (w zasadzie tylko tyle co do Nikolki, której katar nie pozwalał na spokojną noc) i pierwszy raz od dłuższego czasu nie śniło mi się nic głupiego, ani nieprzyjemnego. :)
SIŁA SUGESTII JEST WIELKA !!! :D
Piękny łapacz, delikatny, bardzo dziewczęcy! Takiego jeszcze nie widziałam:) A i córa miała zajęcie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Miło, że się podoba :)
UsuńO tak, córcia miał zajęcia i jaka dumna była z siebie później, że mogła mamie pomóc :)
Łapacz cudowny;) a przepis na niego bardzo kuszący, czas jakiś temu zastanawiałam się nad zrobieniem łapacza...może w końcu się zbiorę;PP
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Dziękuję :) i namawiam do własnego :*
Usuń