Przejdź do głównej zawartości

To nie tak, że nic się u mnie nie dzieje ;)

Rzadko tu się coś pojawiało ostatnio u mnie. Bywałam, ale nie mam jakoś nic do pokazania. Ale to wcale nie oznacza, że leżę i nic nie robię :P

Nadrabiam czytanie, które odpuszczałam przy każdej poprzedniej pracy. A teraz rok się kończy i chyba nie sprostam moim planom 26 książek. Zwłaszcza, że pożyczyłam kilka i chciałabym te w pierwszej kolejności, bo nie lubię długo nikomu przetrzymywać. Nie należą one jednak do cienkich (przedział stron: 320-650). Zgłosiłam się również do udziału w Book Tour, po raz pierwszy. Oczekuję więc na kolejną (ponad 500 stron), na której przeczytanie będę miała tydzień.
Uznałam, że jeśli nie zdołam zakończyć listy 26 książek w tym roku, to tyle ile nie doczytam przejdzie na rok następny, do następnych 26-ciu. Nie zamierzam długo tego roztrząsać, bo od jakiegoś czasu nawet najmniejsze niepowodzenie zbyt długo zaprząta mi głowę...

Pochłonęło mnie też pisanie opowiadanie do tomiku. Pamiętam jak za pierwszym razem zastanawiałam się po co ten limit znaków, jak to przecież jakiś kosmos, żeby napisać tak długą historię. Dziś przyznaję - przekroczyłam limit i na całe szczęście pani Magda przedłużyła go o jedną stronę i teraz się mieszczę. Chociaż nie napisałam wszystkiego co chciałam, bo mogłoby wyjść drugie tyle. Opuściłam zupełnie dwa wątki, a jeden mocno ucięłam. Mam poczucie, że ta historia jest w pewnym momencie urwana i żeby mnie to uczucie nie prześladowało (oraz po kilkukrotnej motywacji i wyrażenia chęci czytanie dalej) uznałam, że muszę dopisać resztę tego co chodzi mi po głowie. Obawiam się tylko, że jeśli nie ma nade mną widma konkretnego terminu, to będę odwlekać w nieskończoność. Od zawsze tak miałam, że każdą pracę i zadanie szkolne odrabiałam na ostatnią chwilę. Zdecydowanie nie jest to dobry sposób, ale chyba bez tej presji nie umiem, a potem zarywam noce.... eh szkoda gadać :P

Trzecia sprawa, która absorbuje mój czas - mój własny KALENDARZ NA 2017 rok.
Każdego roku mam ten sam problem - nie mogę znaleźć niczego w pełni odpowiedniego dla mnie. Dzienny nie jest mi potrzebny, bo aż tyle się u mnie nie dzieje. Ale sam tygodniowy nie ma miejsca na inne rzeczy, o których chcę pamiętać. Ze mną jest niestety tak, że jak nie zapiszę to zapomnę.
Długo przeglądałam Pinterest w poszukiwaniu idealnego rozwiązania i tak musiałam połączyć kilka, które tam występują w jeden - MÓJ.
Robię go w zwykłym zeszycie A5, 96 kartek w kratkę. Udało mi się natrafić na taki z ładną okładką i wiele na niej zmieniać nie musiałam. Podzieliłam na dwie części (pierwsza zdecydowanie obszerniejsza) i drugą mam już gotową. W pierwszej będzie kalendarz tygodniowy z dodatkowymi miejscami. Zaczynam kwiecień, więc jeszcze trochę przede mną.

Opowiadanie do tomiku pojawi się wkrótce na blogu pani Magdy, wśród innych. W listopadzie będzie głosowanie, w którym udział może wziąć każdy, kto ma konto pozwalające oddać głos (anonimowe nie są liczone).
Kalendarz pokażę jak będzie gotowy w całości.

Komentarze